KONTROLOWANI

TAJNE PRZEZ POUFNE

Instagram

Jakbyście mieli ochotę zobaczyć, co u nas – mojego męża, mojego syna i trochę u mnie, zapraszam: https://www.instagram.com/i.j.nowak/

Aktualnie dzieciak w żłobku, ja się zbieram za zbieranie się do pracy, bo już za dzień, za chwilę kończy mi się urlop. Jak mus to mus 🙂

Brak sensu i logiki

Nawet się nie tłumaczę. Nie ma sensu po tylu miesiącach.
U nas okej, mały rośnie, chodzi, a raczej taranuje każdy mebel, ma blond włosy wchodzące mu do oczu i śmieje się do każdego. Wielkanocną porą miały się odbyć chrzciny, ale wiadomo dlaczego się nie odbyły. Planujemy, a raczej mamy nadzieję, że ochrzcimy tego małego demona w dniu jego pierwszych urodzin, czyli w dniu 20 września.
A co poza tym? Wyniki wczorajszych wyborów mąż mój skwitował dwoma zdaniami.

On: Idę pod prysznic. Pod wodą nie widać łez.

Bez sensu, beeeez seeeeensu.

A co u was? Też jesteście szczęśliwi?

Miesięczny szop

Mój dzieciak ma już miesiąc. Nie wiem, kiedy to minęło.

Poród miałam przez cc. Nadal uważam, że lepiej byłoby dla mnie (i dla każdej baby pewnie) mieć naturalny. Na samo wspomnienie mnie trzęsie. Niefajne przeżycie. Bardzo niefajne. Mało tego, jestem dałnem i wybrałam szpital państwowy (Madalińskiego) zamiast prywatnej kliniki, mając nadzieję, że jeśli cokolwiek by się działo z dzieckiem lub ze mną podczas operacji, to w szpitalu lepiej się nami zaopiekują. To był koszmar.

Zgodnie z wcześniejszą kwalifikacją, głosiłam się na oddział 19.09.2019 (piękna data,prawda?). Cesarki wykonują w tym szpitalu do godziny 15.00. Byłam ostatnia, na czczo czekałam od 8 rano tylko po to, by po 14.00 dowiedzieć się, że przerzucają mnie na następny dzień. Myśleli, że się popłakałam, bo jestem zdenerwowana samym porodem. Mnie najbardziej wściekło, że moje dziecko nie urodzi się tego dnia. Przyznajcie, serio przyznajcie, że ta data była piękna.

W piątek miałam mieć zrobione cc z samego rana. Znowu od rana czekaliśmy, znowu na czczo (to też wkurzało mnie niesamowicie, bo byłam głodna jak cholera) i z samego rana wzięli nagle inną dziewczynę. Jak się okazało, było to laska, która bardzo bała się naturalnego porodu i miała zaświadczenie od psychiatry. Możecie mnie zlinczować, ale uważam, że dopóki ktoś nie przeżył porodu naturalnego, nie ma prawa mówić, że się go panicznie boi, nie ma prawa dostawać zaświadczenia od psychiatry (co za idiotyczny wymysł!) i nie ma prawa mieć cesarki.

Tak czy siak, w końcu po mnie przyszli. O godz. 12.00 weszłam na salę. Nie chcę opisywać samej cesarki. Spanikowałam odrobinę na samym początku, zanim cokolwiek w ogóle zrobiono. Potem pierwsze wkłucie w kręgosłup nie wyszło pani anestezjolog (której wygląd bardzo mnie stresował, bo wyglądała jak mężczyzna i wyobrażałam sobie, że przylazła z „Seksmisji”), za drugim razem dopiero się udało.

Pierwsze, co usłyszałam, gdy wyjęli Michała, to kichnięcie. Urodził się dokładnie o 12.20. Dopiero po chwili zawył. Gdy położyli mi go na piersi, stwierdziłam, że urodą nie zachwyca i wygląda jak ropucha. Lekarz i reszta śmiali się i nazwali mnie okropną matką. Okazało się, że jedna z tętnic została przebita i zakrwawiłam się tam za mocno. Przez to zszywanie mnie nie trwało 20, a 40 minut. Nikt oczywiście mężowi nie powiedział, co się ze mną dzieje, tylko kazali mu czekać z bobasem na sali pooperacyjnej. Nie dali mu małego do kangurowania, a ten się nie odezwał. Wjechałam do nich ok. 13.15, do ok. 15.30 miałam małego na piersi. Pionizację zrobili o 20.50, o 21.00 przejechałam na oddział położniczy, a o 21.10 wyrzucili męża z sali. I zostawili mnie samą z małym. Mnie, która nie była w stanie praktycznie chodzić. Ach, i dowiedziałam się, że od teraz mam się zajmować dzieckiem, bo jest moje. No kidding! Gdy spytałam, co jeśli nie będę w stanie się po niego schylić, podnieść go i przenieść na przewijak (co było oczywistym w moim stanie), dowiedziałam się, że „jak mówili, to moje dziecko, więc od teraz mam się nim zająć”. Chory szpital, chore zasady.

Michał urodził się więc 20 września o godz. 12.20 w piątek. Mieliśmy wyjść w poniedziałek, ale okazało się, że za mało przybrał (wg nich niecałe 10% spadku wagi) i chcieli mnie zmusić do podania mu mm. Zaczęłam ściągać laktatorem, żeby przybrał dobrze i w ciągu doby wszystko się naprawiło. We wtorek z kolei Bank Komórek Macierzystych, gdzie kupiliśmy pakiet przysłał informację o reaktywnych Igm i Igg u mnie i kazali sprawdzić małego. A że to szpital, to kolejną dobę zostaliśmy w tym wstrętnym miejscu.

Wczoraj mały skończył miesiąc, a my nie mamy pojęcia, jakim sposobem tak szybko to minęło. Mąż wrócił dziś do pracy, a Michał jest gruby. Jeszcze dwa tygodnie temu nazywaliśmy go małą, słodką małpeczką. Dziś jest szopem. Spasionym szopem. Wszyscy twierdzą, że jest chudziutki. Może w porównaniu z innymi dziećmi i jest, ale w porównaniu z nim sprzed 2 tygodni jest grubasem. Przyciężkawy jest ociupinę.

74587346_10220341136296438_32846728763801600_n

Na moich rękach wrzeszczy jakby go ze skóry obdzierali, na mężach rękach się uspokaja. Gdy ja gadam, marszczy się tak, że ma więcej zmarszczek na czole niż niejeden staruszek, gdy robi to mąż, gapi się jak zaczarowany albo zasypia. Gdy go całuję w czoło, wygina się na wszystkie strony, gdy robi to mąż, podnosi na niego wzrok jedynie. Moje dziecko jest mniej moje niż mojego męża. Na szczęście 99% kup oddaje w ręce męża. Tak sobie upodobał.

On: Ewidentnie woli, gdy tatuś grzebie mu w pupie.

Ewidentnie. Mnie to pasuje. Wolę się gapić na niego niż na wyciekającą z pieluchy wielką kupę.

*****

Mamy, mamuśki, jak to ze szczepieniami jest? Jakie robiłyście, kiedy i czy robiłyście jakieś badania wcześniej dziecku? Podpowiedzi szukamy.

Żyje(my)

Termin mam na 27 września i modlę się, by do niego dotrwać. Nie rozumiem, dlaczego baby tak bardzo cierpią, że są wciąż w dwupakach. Ja nadal jestem niespakowana. Spakowałam co prawda Michała, ale siebie nie mam ochoty. Boję się, że ta torba będzie stała i się na mnie gapiła i coś przyspieszę. A nie mam ochoty.

Co do mojego genialnego zachowania, ser żółty jednak nie był najgorszy. Popłakałam się ostatnio, bo uznałam, że On przytula mnie więcej, gdy płaczę, a mniej, kiedy nie płaczę. A gdy chciał mnie przytulić, kiedy płakałam, to kazałam mu siebie nie dotykać.

On: Dzięki tobie zaczynam wierzyć w Boga… Boże, daj mi siłę.

…..

7 rano, radio ZET: kiedy mężczyzna śpiewa po francusku to ma 100 do atrakcyjności.

On: (śpiewająco) Bagietkaaaaa. Reeeeenooooo.

…..

Ja: Powiedz mi coś fajnego.

On: Kocham cię bella. Makarone, di pasta!  Frutti di mare!

Ja: Boże, jaki ty jesteś głupi.

On: Czierto.

Sraczka umysłowa

Słyszeliście, że babki w ciąży wariują? Ja słyszałam, ale nie do końca w to wierzyłam. I na początku nie było aż tak źle. Czasami o czymś zapomniałam, czasami coś pokręciłam. Ale od miesiąca sama mam siebie czasami dość. Potrafię w sklepie 3 razy szukać produktów, bo o niektórych zapominam. Nie żeby to były jakieś kefiry czy inne dodatkowe bzdurki. A to o pomidorze, a to o chlebie zapomnę. Mąż to zauważył. No, niestety, nie udało mi się ukryć.

Szukam karty Home&you.

On: Gdzie ta karta?

Ja: Chyba nie pamiętam.

On: Co?? To co teraz?

Ja: Muszę pomyśleć, gdzie mogłam ją położyć.

On: No to koniec. Jesteśmy w dupie.

…..

Robię też awantury. Nie żebym wcześniej nie robiła, ale teraz takie fajne robię. Serio, są wyczesane. Na przykład ostatnia, którą zrobiłam, była o ser. Żółty, z wielkimi dziurami. Zjadł, a ja uważałam, że powinien zapytać, zanim zje. Nie żeby kiedykolwiek to robił, ale akurat wtedy tak sobie chciałam.

Becik: Co porabia?

Ja: Nienawidzę człowieka.

Becik: Co tym razem?

Ja: Zjadł ser!

Becik: Ale jak zjadł? Tak po prostu otworzył lodówkę i zjadł WASZ ser?

Ja: Tak!

Becik: I już wiesz, jak to zabrzmi w sądzie. Tutaj już nawet mediacje nie pomogą.

…..

Ja: Becik sobie żartuje z tym sądem, ale jak jeszcze raz zjesz ser bez mojej zgody, to idę do sądu!

On: Nie zapomnij dodać, że był z dziurami. Prawo do Michała z miejsca dostaniesz.

*****

Jest 31 tydzień, a ja mam kilka (dosłownie) rzeczy. Jakieś smoczki, butelkę, laktator i ze dwie, inne bzdurki. Widzę, jak się laski zachwycają rzeczami dla dzieci i czytam teksty o tym, że nie mają ochoty sobie nic kupować, tylko właśnie dla dzieci. A ja tak nie mam. Tzn. no owszem, kupić mogę, bo mieć muszę, ale jednak nadal bardzo interesują mnie Zalando albo inne sklepy z rzeczami dla mnie. Jestem mało „matkowa”?

Ps. Szukam sukienki na sierpniowe wesele koleżanki. Znacie fajne strony lub sklepy z sukienkami ciążowymi, ale nie wyglądającymi jak worek albo sukienka dla kobiety 80+?

Zakopana obrona

We środę wyjechaliśmy do Zakopanego razem z Jego rodzicami. We czwartek zrobiłam 6-godzinny spacer po Dolinie Białego i gdzieś tam jeszcze, więc w piątek już niekoniecznie nadawałam się na dłuższe chodzenie po górach. Ale super odpoczęłam i pooddychałam w końcu powietrzem mniej duszącym niż to warszawskie.

W sobotę wróciliśmy do domu, bo w niedzielę miałam obronę pracy dyplomowej. Trwała ona 40 minut, a trwałaby pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie to, że w pewnym momencie dałam komisji do zrozumienia, że albo skończą mnie maglować, albo sobie usiądę, bo ten upał i ten brzuch nie lubią się nawzajem. Chociaż już samo głośne sapanie mogli zrozumieć. A nie od razu zrozumieli.

No, ale pjoooontka jest, więc wybaczyłam im.

……

Aby odebrać dyplom z tych studiów, potrzebowałam dyplomu studiów magisterskich. Okazało się, że dokument jest w domu rodziców. Połapałam się dość późno, więc jedynie kurier wchodziłby w grę. Piszę do Becika, że trzeba mi to wysłać, na co dowiaduję się, że Mat właśnie jedzie do Wawy, więc ona później mi to wyśle.

Ja: Od kiedy wie, że będzie jechał?

Becik: Od wczoraj, a coo?

Ja: Przecież pytałam, bo chcę mój dyplom!

Becik: A, no tak. Zapomnieliśmy.

Ja: Dlaczego ty nigdy nie słuchasz ludzi?

Beata: A ktoś mi płaci? Ja nie jestem psychologiem, na Boga!

…..

Pojechałam na kilka dni, między innymi na wizytę u neurochirurga. Postawiłam sobie za cel odbyć kilka wizyt u specjalistów i sprawdzić, czy aby na pewno ten pierwszy się nie pomylił i może jednak będę mogła mieć sn.

Jako że przyjechałam dosłownie na chwilę, oczekiwałam, że siostra jednak będzie szczęśliwa.

Ja: Beata?… Haaaalo… Beata!

Becik: Czekaj, Anka do mnie pisze.

Ja: I Anka jest ciekawsza od twojej siostry, której nie widujesz codziennie?

Becik: Nie uwierzysz.

Ja: Już nie wierzę.

Becik: Anka chce iść do „Mam talent”.

Ja: Gdzie?

Becik: Odlot!

Ja: A tam nie chodzi o to, żeby mieć talent?

Becik: Noooo… Pisze, że będzie śpiewać.

Ja: Co?

Becik: A bo ja wiem? Pewnie pieją kury pieją.

…..

Powiem wam, że nic nie mam. Dla bobka praktycznie nic nie mam. Mieliśmy się właśnie przeprowadzić, a okazało się, że jest trochę więcej usterek niż trochę w nowym mieszkaniu i czekamy aż deweloper je ogarnie. To oznacza, że zanim wejdzie nasza ekipa może minąć kolejny miesiąc, a to z kolei oznacza, że wprowadzać się będziemy może na początku września. To znaczy, pewnie On będzie się wprowadzał, a ja będę czekać aż sam wszystko ogarnie, bo mam termin na połowę września właśnie. Na razie przynajmniej. Chciałabym już kupić różne rzeczy i mieć z głowy, ale nie chcę tego składować w tym mieszkaniu, a potem przewozić.

Te, które mają już bobasy, jak to jest z łóżeczkiem? Macie dostawki w sypialni? Śpi w łóżeczku? Jakim? Potrzebuję danych.

Senna glukoza

Sobota, a musieliśmy wstać o 7 rano, bo miałam krzywą cukrzycową.

On się budzi, patrzy na mnie ze złością w oczodołach.

Ja: Co jest?

On: Śniło mi się, że zdradziłaś mnie z sąsiadem.

Śmieję się.

On: Nie ma się z czego śmiać. Czekam na przeprosiny!

…..

Ja: No już, już, za dużo myślisz. Już widzę, jak ci żyły powychodziły na czoło.

On: Co? Włóż z powrotem!

…..

Poszedł pod prysznic. Zawsze włącza tam sobie muzykę. Tym razem nie włączył i sam sobie śpiewa.

On: Mydełkoofaaaaa!… Kurde, mam Palmolive, nie zrymuję z tym.

Wychodzi, staje golusieńki przede mną:

On: Musimy kupić nowe mydło.

…..

Samo wypicie tego cukrowego czegoś nie było straszne. Ot, po prostu jakbym trochę więcej cukru zjadła. Pierwsze 15-20 minut też było okej. Schody zaczęły się później. Nagle zakręciło mi się w głowie i miałam odruch wymiotny. I przeleżałam półtorej godziny u pielęgniarek, a krew pobierały mi na leżąco. Tzn. ja leżałam, nie one.

A co do wyników, na czczo i ten pierwszy wynik wyszły dobrze, a ten trzeci wyskoczył w górę jak szalony i mam mocno powyżej normy. Jutro mam ginekologa, to się dowiem, co dalej. Nie znam się, ale jeśli to będzie oznaczało, że będę musiała zmniejszyć ilość jedzonych mandarynek i winogron, to się popłaczę.

Śmietnik

Mój kręgosłup nie wytrzymuje, od kilku dni bóle promieniują na przód i ledwo się ruszam. Poszłam więc w końcu na zwolnienie, na które próbował mnie od dawna wysłać lekarz prowadzący.

Dziś, On w pracy:

Ja: (przez telefon) Cudownie jest wysypiać się do dziesiątej trzydzieści.

On: (śpiewa) Z każdym dnieeem kocham cię coraz mnieeej.

…..

Jako że jestem na zwolnieniu, mam mniej osób, z którymi w ciągu dnia paplam. On wraca z pracy i zaczynam mówić. Wczoraj nie wytrzymał. Najpierw zobaczyłam zniesmaczoną minę, potem szeroko otwarte oczy.

Ja: Co?

On: Potrzebujesz wieczoru z Dorotą. Takie rupiecie mi przekazujesz.

Ja: Jakie rupiecie?

On: Same śmieci.

Własny mąż nie chce mnie słuchać. Ciekawa teraz jestem, jak ci w pracy wytrzymywali. Czy dlatego ze mną rozmawiali, bo chcieli, czy dlatego, że musieli.

…..

Michał ma się dobrze, kopie jak szalony.

On: Cały czas? Czy to znaczy, że będziemy mieli kolesia, który nie będzie spał??

Będziemy? Czy to nie ma związku? Ja lubię spać. Bardzo lubię spać.

Połówkowe po raz pierwszy

Wczoraj miałam badanie połówkowe. Pierwsze, bo te z warszawskiego Luxmedu traktuję z przymrużeniem oka. Dopiero za 2 tygodnie mam połówkowe w prywatnej klinice i na nie czekam bardziej.

Mam znajome, które chodzą na NFZ do ginekologa. I wiem, że zdarzają się normalni lekarze, ale kilka koleżanek trafiło chyba na tych psychicznie chorych, bo aż do 30 tygodnia miały zaledwie 3 x USG. Sama mam średnio co miesiąc (prywatnie), a na Lux tylko właśnie wtedy, kiedy miałabym na NFZ. Do tej pory udało mi się mieć to badanie średnio co 2-3 tygodnie i to uważam za optimum, żebym nie świrowała z nerwów. Bardziej boję się, że po tym połówkowym, które mam mieć 25 maja, kolejne będzie dopiero w ostatni weekend czerwca, bo przecież głupi Luxmed nie wystawi skierowania na dodatkowe, skoro nie musi. I nie rozumiem takiego postępowania. Jak można zrobić USG w 11. tygodniu, a kolejne zaplanować dopiero na 20. tydzień, czyli 2 miesiące później? Przecież w tym czasie tak wiele niedobrego może się wydarzyć.

Te koleżanki latają na Izby Przyjęć w szpitalach i siedzą w kolejkach, bo jak je coś mocniej i na dłużej zaboli, to nawet nie wiedzą, co powinny robić, bo przecież nie widziały dziecka sto lat.

…..

Najlepszemu przyjacielowi męża planowaliśmy powiedzieć o ciąży już jakiś czas temu, ale albo my nie mieliśmy czasu, albo oni nie mogli się z nami spotkać. Gdy wyszliśmy na kolację w lutym, czuliśmy, że to trochę za wcześnie, ale postanowiliśmy, że powiemy. Niestety, na kolacji pojawił się też brat męża, który miał się dowiedzieć później (razem z rodzicami), więc milczeliśmy. Zdziwiłam się zachowaniem Moniki, która dziwnie zakrywała się swetrem. Gdy wróciliśmy do domu, stwierdziłam, że podejrzewam u niej ciążę. Wtedy mąż przypomniał sobie, że niedawno przyjaciel wspominał o budowie większego domu, bo się trochę nie mieszczą (mają jedną córeczkę 3-letnią i 80 metrów aktualnie). No, ale nic nie powiedzieli, więc zostawiliśmy temat.

1 kwietnia wysłałam zdjęcie USG na Messengerze do Moniki i jej męża. Chcieliśmy się trochę pośmiać, ale okazało się, że Monika nie skumała, że jest Prima Aprilis i zwyczajnie pogratulowała bobasa. I aby się odwdzięczyć za super wiadomość, przesłała zdjęcie USG swojego bobasa. Podobno też chłopiec, podobno o tydzień młodszy od naszego.

Wielkanocna Lubelszczyzna

Tegoroczne święta spędziliśmy w województwie lubelskim – sobotę w Lublinie, niedzielę w Nałęczowie i Kazimierzu Dolnym, a w poniedziałek pospacerowaliśmy po Puławach, zwiedziliśmy Pałac Czartoryskich i wróciliśmy wieczorem do domu.

Przyznam, że w tamtych rejonach byłam pierwszy raz w życiu. I żałuję. Jezu, jak tam pięknie. Tak rozlegle. Zawsze twierdziłam, że jednak w Polsce nie ma zbyt wielu miejsc, którymi możemy się pochwalić. Raczej zachwycałam się zagranicznymi podróżami. A jednak. Tam jest przeeeepięknie. Jakby ktoś tam jeszcze nie był, polecam z czystym serduchem. Aha, i smacznie mają.

A propos smacznych rzeczy, pamiętam jedną sytuację z restauracji w Kazimierzu Dolnym. Jedliśmy frytki z rybką. Poza tym, musicie wiedzieć, że ja zawsze, ale to zawsze jem szybciej od Niego. On jest jakiś taki niedojrzały emocjonalnie, żeby nie modlić się nad jedzeniem. Różnica jest na tyle duża, że zanim on zje swój obiad, ja zdążę skończyć i obiad, i deser, i być dwa razy w toalecie, i jeszcze pozwiedzać okolicę. Aha, i często zjem, twierdzę, że najadłam się jedynie jako tako i za 2-3 godziny krzyczę, że jestem znowu głodna. On potrafi zjeść raz dziennie i zapomnieć o głodzie.

Tym razem porcja mnie przerosła i strasznie się męczyłam, więc nie byłam w stanie ani zjeść w normalnym tempie, ani tym bardziej zjeść wszystkiego. On kończył w podobnym czasie, ale twierdził, że nadal chyba jest trochę głodny.

Ja: Chcesz moje frytki?

On: Słucham? Jak to?

Ja: Już nie mogę.

On: I niby najadłaś się wcześniej niż ja?

Oddałam mu frytki, udowadniając, że tak, owszem, zdarzył się cud. Patrzył na mnie z jakimś dziwnym niesmakiem.

Ja: Co?

On: Znając ciebie, to pewnie te frytki albo leżały na podłodze, albo spadły ci z talerza, albo były zbyt wolne, żeby uciec, czyli oddajesz mi kalekie albo głupie.

Tak, jam jest geniusz zła.

Post Navigation